Herbata chryzantemowa, jak dla mnie smakowała jak jakaś perfumowana ciecz. Kupiłam ją wtedy pierwszy i ostatni raz.
Jeden z pierwszych obiadów w Kuala Lumpur. To była restauracja tajska, gdzie wybierało się z obrazka potrawę. To mi się zawsze podobało w tamtejszych restauracjach, często możesz obejrzeć posiłek przed zjedzeniem.
Niektórzy nie bali się rewolucji żołądkowych i jedli w restauracji dla autochtonów. Jak zwykle ryż, ryż, ryż i sosy.
I stały repertuar wycieczki kurczak w sosie słodko kwaśnym i nasza ulubiona restauracja. Jedzonko smakowało tak samo dobrze jak wyglądało.
Piwo, zapewne jakieś azjatyckiej marki, której już nie pamiętam. Smakowało bardzo podobnie jak to w Europie.
Próbowaliśmy też soku z kokosa. Na pewno gasi pragnienie lepiej niż coca-cola i ma dużo witamin, jednak sam smak mnie nie przekonał.
Najlepszy na zaspokojenie pragnienia był sok ze świeżych pomarańczy. Tak słodki, orzeźwiający i mięsisty jak nigdy!mniam!
Szybki obiad w stylu jedzenie na wagę.Po prawej mój ulubiony szpinak. Niestety azjatycki nie smakował tak jak nasz. Nieodłączny ryż z sosem,fasolka. Po lewej kluski z tofu.Na górze pewnie wieprzowina w jakimś słodkawym sosie, a na dole te białe krążki któż by to pamiętał co to było?
Kuchnia chińska pozdrawia. Muszę przyznać,że smakowało.
Spring-rolle - zawijane w ciasto warzywa- nawet niezłe.
Kuchnie uliczne zadziwiały smakami. Za każdym rogiem w restauracji na kółkach można było spróbować przeróżnych smaków- tutaj kuchnia indyjska. Mega pyszne, nie wiem jak je zwać bułki z nadzieniem? Nadziewane tuńczykiem,kurczakiem lub warzywami. Serwowane na ciepło, prosto z gorącego oleju.
Może ciastko dla pana?
Albo coś do picia?
Czy ja aby na pewno mam ochotę na coś do jedzenia?
Niby zwykłe mięso w jakiejś pseudo zalewie, ale tak wyraźne kolory zrobiły na nas duże wrażenie.
Oczywiście kafejek na europejskim poziomie również nie brakowało. Wydaje mi się, iż jest to w Kuala Lumpur.
Coca-cola i Sprite -wersja tajska
Jedne z najlepszych kuchni ulicznych- tajska w Bankoku. Smażony makaron z jajkiem i do wyboru kurczakiem lub krewetkami. Ostre przyprawy stoją po prawej. Każdy doprawia do woli. Część z tych przypraw nie umiałam nawet zidentyfikować.
Na Khaosan road w Bankoku każdy znajdzie coś do przekąszenia w rozsądnej cenie. Czego jednak nie przejesz zapewne wydasz na inne atrakcje. Tam ich nie brakuje, a zakupy stają się obsesją.
Rodzai bananów było tam sporo, a na targu wodnym można je było nabyć z łódek. Turyści zazwyczaj wyciągali po nie rękę z lądu.
Może małe zakupy?Śmieci walące się na podłodze?a kogo by to obchodziło.
Przy kasie nic nie staje się bardziej uporządkowane, nawet kolejka.
Smacznego!
Najbardziej barbarzyński widok kulinarny jaki tam widziałam. My też jemy kaczkę, jasne. Tylko dlaczego one tak wiszą? Dla mnie to mało apetyczne. Byliśmy zaszokowani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz