25 maj, noc restauracji. Wieczór zapowiadał
się ciekawie, wydrukowana lista restauracji, spotkanie z przyjaciółką i
perspektywa dobrego jedzonka. Tego wieczoru bardzo chciałam odwiedzić La Scalę.
Restaurację, którą długo obserwowałam od zewnątrz jak i od kuchni zaglądając
przez okno zaplecza. Praktycznie zawsze
się na nią natykałam kiedy wędrowałam do Dragona, a swego czasu było to dość
często. Rożno niestety miała inną wizję wieczoru. Zaproponowała Girasole Trattoria
na ul. Żydowskiej. Tak więc tam się udałyśmy. Menu zapowiadało się smacznie,
zamówiłam jedno z dań wieczoru -TAGIATELLE AL NERO DI SEPIA CON GAMBERI czyli makaron tagliatelle barwiony sepią, podany z dużymi krewetkami w
skorupkach, małżami, z dodatkiem białego wina i aromatycznych przypraw. Przy zamawianiu dań wieczoru czas oczekiwania był
krótszy i trwał ok. 30 minut. Nie mam pojęcia ile trzeba by było czekać na zwykłe danie z karty. Przy
czym dania z karty nie były nadzwyczajnie finezyjne. Typowe dania kuchni
włoskiej w polskiej restauracji. Trattoria pękała w szwach, ale udało nam się
znaleźć stolik. Niestety był to stolik na samym końcu i miałam widok na średnio
przyjemny dla oka grill. W końcu się przesiadłam i wydawało się zdecydowanie
lepiej. Kiedy zajmowaliśmy stolik byłam przekonana, że zapewne długo będziemy
oczekiwać na menu. Na kartę dań czekaliśmy jednak chwilkę, za to na samo
jedzenie czekaliśmy zbyt długo. W międzyczasie dostałyśmy - ja wino, a Ania
wodę. Początkowo dyskutowałyśmy i cierpliwie czekałyśmy na nasze przysmaki. Jednak
stawałyśmy się coraz bardziej głodne. Po
ok. 45 minutach oczekiwania zaczęłyśmy się niepokoić. Zapytałam więc
panią kelnerkę, która kręciła się gdzieś koło nas jaki jest dalszy czas
oczekiwania. Nikt nawet nas o niczym nie raczył informować, a my robiłyśmy się
coraz bardziej złe. Nasza kelnerka dziwnym trafem w ogóle się nie pojawiała. W
końcu gdy oczekiwałyśmy już godzinę stwierdziłyśmy, że wychodzimy. Podeszłyśmy aby
zapłacić i nawet tam, gdzie stały trzy osoby z personelu nie zwrócono na nas
uwagi. Postanowiłyśmy sprawdzić jak wygląda sytuacja w La Scali. Miałyśmy
nadzieję, że chociaż tam radzą sobie lepiej niż w Trattori. Byłam
wściekła gdyż głodna, wcześniej podarowałam sobie kolację, a na następny posiłek nie miałam cierpliwości dłużej czekać. W końcu dotarłyśmy do La Scali mijając po drodze bar Pika Pika, który również brał udział w nocy restauracji
i był wypełniony po brzegi. Wpadłyśmy do La Scalii, gdzie brak było rozszalałych
tłumów. Tam w tle można było usłyszeć pianino na żywo , a dwóch panów kelnerów w białych
koszulach spokojnie sunęło po sali. Wnętrze robiło wrażenie, gdyż z zewnątrz
restauracja ta wydawała się dużo mniejsza. Wolnych stolików nie było zbyt wiele,
ale zalazłyśmy jeden. Oczywiście pierwsze co zrobiłyśmy to spytałyśmy się o
czas oczekiwania. Kiedy usłyszałyśmy 40 minut postanowiłyśmy zrezygnować.
Kolejne 40 minut??? To już wolę zjeść grzankę z serem w domu, pomyślałam. Tak więc noc restauracji uważam za kompletną
klapę. Restauracje nie radziły sobie z wyzwaniami tego wieczoru, czas
oczekiwania wydłużający się o ponad połowę obiecanego czasu to dla mnie zbyt
wiele. I tak wieczór z obietnicą finezyjnych dań zakończył się kieliszkiem wina
i grzanką z serem domowej roboty.Ehhhhhhh
a to wspolczuje
OdpowiedzUsuń