wtorek, 29 maja 2012

Noc restauracji


25 maj, noc restauracji. Wieczór zapowiadał się ciekawie, wydrukowana lista restauracji, spotkanie z przyjaciółką i perspektywa dobrego jedzonka. Tego wieczoru bardzo chciałam odwiedzić La Scalę. Restaurację, którą długo obserwowałam od zewnątrz jak i od kuchni zaglądając przez  okno zaplecza. Praktycznie zawsze się na nią natykałam kiedy wędrowałam do Dragona, a swego czasu było to dość często. Rożno niestety miała inną wizję wieczoru. Zaproponowała Girasole Trattoria na ul. Żydowskiej. Tak więc tam się udałyśmy. Menu zapowiadało się smacznie, zamówiłam jedno z dań wieczoru -TAGIATELLE AL NERO DI SEPIA CON GAMBERI czyli makaron tagliatelle barwiony sepią, podany z dużymi krewetkami w skorupkach, małżami, z dodatkiem białego wina i aromatycznych przypraw.  Przy zamawianiu dań wieczoru czas oczekiwania był krótszy i trwał ok. 30 minut. Nie mam pojęcia ile trzeba  by było czekać na zwykłe danie z karty. Przy czym dania z karty nie były nadzwyczajnie finezyjne. Typowe dania kuchni włoskiej w polskiej restauracji. Trattoria pękała w szwach, ale udało nam się znaleźć stolik. Niestety był to stolik na samym końcu i miałam widok na średnio przyjemny dla oka grill. W końcu się przesiadłam i wydawało się zdecydowanie lepiej. Kiedy zajmowaliśmy stolik byłam przekonana, że zapewne długo będziemy oczekiwać na menu. Na kartę dań czekaliśmy jednak chwilkę, za to na samo jedzenie czekaliśmy zbyt długo. W międzyczasie dostałyśmy - ja wino, a Ania wodę. Początkowo dyskutowałyśmy i cierpliwie czekałyśmy na nasze przysmaki. Jednak  stawałyśmy się coraz bardziej głodne. Po ok. 45 minutach oczekiwania zaczęłyśmy się niepokoić. Zapytałam więc panią kelnerkę, która kręciła się gdzieś koło nas jaki jest dalszy czas oczekiwania. Nikt nawet nas o niczym nie raczył informować, a my robiłyśmy się coraz bardziej złe. Nasza kelnerka dziwnym trafem w ogóle się nie pojawiała. W końcu gdy oczekiwałyśmy już godzinę stwierdziłyśmy, że wychodzimy. Podeszłyśmy aby zapłacić i nawet tam, gdzie stały trzy osoby z personelu nie zwrócono na nas uwagi. Postanowiłyśmy sprawdzić jak wygląda sytuacja w La Scali. Miałyśmy nadzieję, że chociaż tam radzą sobie lepiej niż w Trattori. Byłam wściekła gdyż głodna, wcześniej podarowałam sobie kolację, a na następny posiłek nie miałam cierpliwości dłużej czekać. W końcu dotarłyśmy do La Scali mijając po drodze bar  Pika Pika, który również brał udział w nocy restauracji i był wypełniony po brzegi. Wpadłyśmy do La Scalii, gdzie brak było rozszalałych tłumów. Tam w tle można było usłyszeć pianino na żywo , a dwóch panów kelnerów w białych koszulach spokojnie sunęło po sali. Wnętrze robiło wrażenie, gdyż z zewnątrz restauracja ta wydawała się dużo mniejsza. Wolnych stolików nie było zbyt wiele, ale zalazłyśmy jeden. Oczywiście pierwsze co zrobiłyśmy to spytałyśmy się o czas oczekiwania. Kiedy usłyszałyśmy 40 minut postanowiłyśmy zrezygnować. Kolejne 40 minut??? To już wolę zjeść grzankę z serem w domu, pomyślałam.  Tak więc noc restauracji uważam za kompletną klapę. Restauracje nie radziły sobie z wyzwaniami tego wieczoru, czas oczekiwania wydłużający się o ponad połowę obiecanego czasu to dla mnie zbyt wiele. I tak wieczór z obietnicą finezyjnych dań zakończył się kieliszkiem wina i  grzanką z serem domowej roboty.Ehhhhhhh

1 komentarz: