Już od dawna chciałam odwiedzić tę restaurację, gdyż jest niedaleko mnie a poza tym znajduje się w top 10 restauracji na blogu Zjeść Poznań. Zachęcona tymi recenzjami postanowiłam wreszcie odwiedzić to miejsce. Mimo, iż wcześniej przyjaciele mówili, iż jedzenie nie jest takie dobre jak zachwalają / podobno puree smakowało jak z paczki/ , postanowiłam się nie uprzedzać i podjechać tam jak tylko będzie okazja. Przybyłam w porze obiadowej,mimo to mogłam sobie dowolnie wybrać miejsce. Mile zaskoczyła mnie możliwość zjedzenia obiadu na dworze. Co prawda widok na dość ruchliwą Czechosłowacką średnio atrakcyjny, jednak w tak ciepłym dniu grzechem byłoby siedzieć w lokalu. Rozsiadłam się wygodnie i zastanawiałam się jak długo poczekam na menu. Ponieważ trochę mi się śpieszyło ruszyłam w kierunku lokalu aby wziąć je samodzielnie. Jednak w międzyczasie pani kelnerka była już koło mojego stolika. Jedyne co mnie trochę zirytowało to fakt, iż kiedy wyszłam na chwilę do toalety mój stolik zajął już inny gość.Przesiadłam się do innego stolika. Tylko dlaczego kelnerka widząc wcześniej, że tam usiadłam nie przesadziłam gościa do innego stolika?? Wnętrze powiedziałabym schludne, i czyste ale bezstylowe, powiedziałbym bardzo przeciętne. Zamówiłam smażonego łososia na zielonych szparagach z sosem tatarskim i młodymi ziemniakami oraz sałatę. Na zamówienie czekałam ok. pół godziny może krócej. Na pierwszy rzut oka danie wyglądało bardzo przyjemnie i tak też smakowało. Jednak myśląc o ziemniakach myślałam o takich z wody, a dostałam smażone. Sos tatarski nie smakował mi za to wcale, dominował w nim jeden wyraźny smak. Właściwie nie umiałam określić jaki, zamiast gładkiego łagodnego, przypominał ostry i mało harmonijny. Ryba smaczna, szparagi również, kruche i świeże. Bardzo smakowała mi sałata porwana na drobne kawałki podana wraz z rukolą polana delikatnym dressingiem z musztardą francuską, sokiem z cytryny, oliwą i niewielką ilością cukru /przynajmniej tak mi się wydaje/. Całość była posypana prażonymi migdałami. Tak prosto podane, a smakowało wyśmienicie. Jednak tak jak byłam zachwycona na początku, ponieważ wszystko smakowało wybornie, pod koniec posiłku było mi ciężko na żołądku. Stwierdziłam, iż wszystko byłoby dobrze gdyby jedzenie nie było aż tak tłuste. Czekał mnie jeszcze deser, a mianowicie lody domowego wyrobu - sorbet z hyćki czyli bzu. Lody nie przypadły mi jednak do gustu. Smak był zbyt mało wyraźny jak dla mnie, bez entuzjazmu. A Nóż Widelec serwuje głównie kuchnię polską, menu nie jest zbyt rozbudowane,ale wydaje się zmieniać dość często. Ceny też plasują się całkiem nieźle, najdroższe danie czyli akurat to co ja zamawiałam mieści się w granicach 34,90 zł , a kulka domowych lodów kosztuje 3,90 zł. Jeśli chodzi o obsługę to jest ona godna polecenia. Panie kelnerki to młode uśmiechnięte dziewczyny, które uwijają się bardzo sprawnie. Co najciekawsze była to jedna z nielicznych restauracji, w której zapytano mnie o to jak smakował mi posiłek. Miło, że interesują się opinią klientów, pytanie czy większość z nich stać na szczerość i czy opinie te wędrują dalej do kuchni.
A NÓŻ WIDELEC jest otwarte
poniedziałek 12-18
wtorek-sobota 12-21
niedziela 12-19
ul. Czechosłowacka 133, Poznań, wielkopolska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz